Forum www.trow.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Miejsca   ~   Francja: Sisterion - Perła Prowansji. Okolice domku Viktora.
Viktor Krum
PostWysłany: Pią 17:37, 04 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Chłodny wieczorny wiatr uderzył go w twarz niczym bicz dręczyciela. Uniósł powoli powieki i spojrzał w stronę niknącego za horyzontem słońca. Niebo oblane było szkarłatem. Prawie tak samo jak tamten "on" wewnątrz drzewa...

... podążał korytarzem pałacu z poskręcanego drzewa. Nie myślał, że wewnątrz dębu będzie tak strasznie. Obejrzał się za ramię. Wydawało mu się, że posłyszał jakiś szmer. Kiedy spojrzał znów przed siebie zatrzymał się w miejscu z zaskoczenia.
- Dołohov? - spytał ostro. Nie powinno go tu być.
Mężczyzna nie odpowiedział. Dopiero teraz dostrzegł, że jego kochanek jest zaledwie przepasany czerwoną tkaniną. Dołohov podszedł do niego leniwym krokiem i zaczął całować go w szyję. Nadal stał jak skamieniały. Wyczuwał coś obcego... brakowało mu tego ciepła co zawsze. Mimo to poddał się mężczyźnie i pozwolił by różdżka wypadła mu z dłoni. Po chwili poczuł zęby wtapiające się w jego szyję. To było przyjemne. Ale tego samego nei był wstanie powiedzieć o nożu wbitym w prawe udo. Krzyknął z bólu i złapł mocno mężczyznę ramieniem, lewą dłoń przykładając w okolice jego serca.
- Avada Kedavra.
Dołohov padł na ziemię pbez życia. Wyrwał ostrze z uda i odsunął się pod ścianę dysząc ciężko. Z przerażeniem patrzył na ciało mężczyzny, którego kochał. Po chwili wyrzuty sumienia mineły kiedy zauważył, że jesgo kształty się zmieniają i teraz leżał przed nim chudy facet koło czterdziestki, ze złamanym nosem i szramą na policzku. Odszukał różdżkę i zaleczył ranę. Ruszył dalej...

... w momencie kiedy ostatni promień słońca przepadł zapadła ciemność i zapanował nieprzyjemny chłód. Siedział na stromym masywie alpejskim tuż nad miastem Sisterion. Światła z domu były jasnym punktem krajobrazu. Księżyc i gwiazdy roztaczały wokoło swą delikatną poświatę. Wstał i swoje puste spojrzenie skierował na wschód. Ruszył wgłąb masywu górskiego gdzie czekał na niego ciepły kąt.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Viktor Krum dnia Wto 12:30, 23 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Pią 17:50, 04 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Wyłonił się z niewielkiego lasku. Dziwne to było miejsce. Niby strome zbocza wznoszące się ku górze, a jednak była tu niewielka dolinka z laskiem i półkolistą wolną przestrzenią gdzie stał przyjemny domek zbudowany z białego drewna nieznanego już drzewa. Stał opierając się o mocny dąb. To drzewo było zupełnie inne niż tamto. Było przyjazne. ALe nie przez nie stał. Patrzył się w ogień na kominku widoczny przez okno. Czerwony płomień... zerknął na poparzone spody dłoni i przedramiona. Uśmiechnął się baldo. Była niezła...

...Miała niebezpiecznie uwodzicielski krok. Jej ciało zdobiły zaledwie bladobłękitne łańcuchy i wąski skórzany pas na biodrach, do którego były przymocowane pochwy z ostrzami. Na czole gorzał błękitem półksiężyc. Jej oczy w odcieniu lazuru kusiły i pałały władczością. Była praktycznie naga. A przynajmniej taką ją widział. Zapewne gdyby nie to, że kobiety go nie pociągały, to na pewno dałby się jej uwieść. Nawet teraz jego ciało lekko reagowało na nią. Zatrzymał się i obserwował ją czujnie. Odległość wzrokowa w końcu zaczęła się zgadzać z rzeczywistą, ale kolumny przedtem rozsiane w sporych odległościach od siebie teraz odsunęły się jeszcze dalej od niego i kobiety, ale zarazem przysunęły do siebie tworząc koło i zamykając ich w tej przestrzeni. Kobieta zatrzymała się w sporej odległości do niego. "Odpowiedniej do walki" pomyślał spontanicznie.
- Masz rację mężczyzno. - Jej głos był niczym stal owinięta w jadwab. Ciął powietrze między nimi i zmusił go do patrzenia się wprost na nią.
- Przybyłem zobaczyć się z Panią tego miejsca...
- Wiem po co przybyłeś głupcze, ale tu tego nie znajdziesz. Nie można zmienić swojego przeznaczenia! - wypowiedziała to równie spokojnie jak przed tem z tą jednak różnicą, że jej dłoń przesunęła się minimalnie w kierunku ostrzy.
- Przybyłem po wolność... Przeznaczenie można zmienić... Widziałaś jak to robiłem. Wiele widziałaś kobieto.
Kobieta to było złe słowo. Ona była czymś więcej i nie przypominała mu żadnej żywej kobiety. Może jedynie taką elfkę z malowideł, które często oglądał na wernisażach.
- Nie otrzymasz wolności od niewolnika. A nim właśnie jestem. Nie jestem tą suczą hamadriadą, która mnie tu zamknęła. Ma szczęście, że już ją zabiłam, bo gdybym się stąd uwolniła żałowałaby, że się urodziła... Odejdź stąd.
Pokręcił w milczeniu głową. Nie potrzebował hamadriady by się uwolnić. Ona by mu tylko pomogła, ale w tam razie będzie musiał sobie radzić sam... Znowu sam. Postąpił krok na przód.
- Mogę Cię stąd uwolnić...
Kobieta krzyknęła coś gniewnie, z czego udało mu się wyłowić niejasny sens: "Nie obiecuj wężowi stóp". Szybko dobył różdżki gotując się do starcia. Nieznajoma dobyła dwóch szytletów.
- Kiedy z Tobą skończę będziesz błagał o śmierć - syknęła głosem ociekającym słodyczą.
Wyrzuciła dłoń do przodu, z której wnętrzna wytrysnął strumień najprawdziwszego ognia.
- Protego! - aż krzyknął z lekkim przerażeniem. Płomień uderzył w bladożółtą powłokę. Niezwykły gorąc wytworzył się wokół mężczyzny. Po chwili wszystko wróciło do normalności kiedy kobieta zaprzestała ataku. Stała w kuszącej pozycji z ręką na biodrze. Posłała mu kąśliwy uśmiech.
- Mentalny? - prawie się zaśmiała. - Niższa forma rozwoju magicznego... i Ty chcesz wolności? Nawet nie będziesz miał okazji odczuć jej złudzenia!
Zakreśliła dłońmi okrąg wypowiadając, dźwięczną sylabę i kula ognia pomknęła wprost na mężczyznę. Raz już walczył za pomocą woli formując żywioły, ale to było w miejscu gdzie żądziły takie prawa, a ta kobieta... nie miał pojęcia jak to robi. Chciał spróbować... sprawdzić. Jego wola pomknęła do płomienia jak nić pajęczyny. Wysunął obie dłonie do przodu wcześniej chowając różdżkę za pas. Ognista kula rozdzieliała się i "wpłynęła" na jego dłoni, aż do przedramion. Ale nie słuchała go tak jakby chciał. Czuł palący ból i żar, który niedługo zacznie topić mu skórę. Zamachnął się dłońmi i posłał dwa ogniste pociski w stronę kobiety uwalniając swoje dłonie od palącej tortury...

...zacisnął dłonie na to wspomnienie. Udało mu się usunąć spaloną skórę, ale naskórek odrastał długo i był teraz bardzo delikatny. W kilku miejscach pozostały małe blizny. Spojrzał przelotnie na księżyc w pełni i ruszył do drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Pią 19:11, 04 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Otworzył drzwi i zamknął od razu za sobą, pieczętując je wyrysowanym w powietrzu symbolem. Postąpił dwa kroki do przodu w głąb domu i pozwolił się przewrócić przyjacielowi. Wilk przygniótł go do ziemi liżąc jego twarzy, po czym zszedł z niego i usiadł z boku. Podniósł się z ziemi ze śmiechem. Jedyną ostatnio wyrazistą rzeczą, którą potrafił pobudzić tylko Lutero. Przytulił się do wilka drapiąc go za uszami.
"Bracie. Nie czuje Cię już. Nie odchodź sam"
Westchnął cicho na myśl swojego przyjaciela.
"Musiałem..."
"Myślący czy Śniący?"
"Jeszcze Śniący..."
"Nasza więź."
"Staram się ją jakoś odtworzyć. Ja Ciebie już wyczuwam Szczęściarzu..."
Wilk prychnął "Lutero Bracie. Wolę imię od Ciebie niż matki."
"Oczywiście... dziś śpimy razem przy ogniu. Rano znowu będziemy połączeni przez umysły na zawsze... ale pozostaniesz cielesny.
"Cie... co?"
"Żywy."
"Aha." wilk dotknął nosem jego dłoń na zgodę.
Mężczyzna zaśmiał się i położył przy ogniu. Lutero położył się tuż przy nim tuląc swój łeb do jego policzka. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, ale zaraz znikł. Był pusty... bez więzi, bez nikogo...

...Wypluł krew na ziemię mocniej przyciskając kobietę do ściany. Spojrzał na nią morderczym wzrokiem. Nie widział w jej oczach strachu tylko tryumf. I dobrze wiedział, że wygrała mimo swojej fizycznej pozycji – kilkanaście centymetrów nad ziemią z ostrzem przy gardle.
- Którędy dziwko! - niemal wbił jej własny sztylet w pulsującą arterie kobiety.
- Nie ma dla Ciebie przejścia. Posłuchaj...
"Trzy łuki widzą przychodni...
Jeden jest czasem, gdzie są zakurzone drogi.
Trzeci prowadzi tam gdzie nie sięga wzrok,
W drugim postawisz obecny teraz krok.
Tylko ten, który posiada mocne haki,
ten, który w zimowym czasie ofiaruje maki,
ten co troje ze sobą związał,
wyjdzie... jeśli jeszcze ich cień nie dopadł."
Czegoś Ci zabrak...
- Milcz! - ostrze nacięło jej skórę i zabarwiło się czerwienią krwi. - Powtarzasz to wkoło. Widzę dwa łuki... i wiem, że żaden z nich nie jest mą drogą. Powiedz mi jak mam stąd wyjść wolnym... bo jeśli nie... przepadniesz dziwko. Poślę Cię tam gdzie jeszcze nie istniałaś... i nigdy nie zaistniejesz.
Pierwszy raz zauważył cień strachu w jej oczach, który jednak szybko zamaskowała.
- Widzę, że jesteś kimś więcej niż marnym mentalnym... chociaż mogłam się tego spodziewać po tym wężu na przedramieniu. Już raz spotkałem jednego z Was ratując mu życie... Miał zjawiskowy topór... - przerwała czując nacisk ostrza na swoim gardle. - Postaw mnie na ziemi i chodź za mną... - warknęła rozkazująco.
Zrobił co kazała i już po chwili znaleźli się w pomieszczeniu, w którym znajdowała się sadzawka oraz podium wznoszące się nad nim od strony przeciwnej do wejścia.
- Wejdź do źródła...
- Jest skażone... - powiedział unosząc w jej stronę poparzone dłonie. Był gotów zasypać ją zaklęciami jeśli spróbuje czegoś głupiego.
- Trudno żeby nie było - popatrzyła na niego krzywo - nie jestem "czystą" istotą. Ale jeśli mam Cię uwolnić durniu to nie masz wyboru! - rzuciła się na niego i wepchnęła go do lśniąco-fioletowej sadzawki.
Woda zamknęła się nad nim. Wypłynął jak najszybciej ku górze czując się coraz gorzej w tak splugawionym zbiorniku. Usłyszał jej głos w zaśpiewie języka, którego nie mógł zrozumieć z powodu bólu jaki zaczął toczyć jego ciało.
- Oloth zhah tuth abbil lueth ogglin... - rozbrzmiewał zaśpiew w tle, a on chwycił się brzegu sadzawki, ale nie miał siły wyjść. Przytrzymał się mocno i uciekł do swojego umysłu do źródła ogarniającego go pustki i bólu.
Korytarze były pociemniałe. Żyrandole nie toczyły żadnego blasku. Pobiegł przed siebie. Ściany były poprzetykane żyłkami i wydawało się, że zaraz pękną. Wpadł do centrum swojej świątyni. Do wielkiej fontanny i stanął nie mogąc wykonać już najmniejszego ruchu. Dwukrotnie większa od niego kobieta unosiła sie w powietrzu. Skórę miała w odcieniu machoniu, włosy białe, oczy pałające krwawą czerwienią. I jej przeraźliwy głos powtarzający słowa jej... kapłanki? Ta... istota... bogini... była przesączona złem tak pierwotnym, że jego własny umysł wypowiedział jej bitwę. Właśnie uporała się z wielkim wężem czyniąc z niego naszpikowaną czarnymi ostrzami poduszkę. Pod jednym jej słowem przesączonym tak potężną wolą, że mężczyzna prawie zatracił się w sobie, rozpadł się Mroczny Znak niczym dmuchawiec pod wpływem tornada. Nie wyglądało na to żeby miała opuścić jego świątynie, ale to i tak nie miało znaczenia. Jego umysł przywołał wszystkie jego ochrony i zasłony. A były to więzi. Więzi będące zaledwie cienkimi nićmi o różnych barwach. Trzy błękitne symbolizowały diamenty. Rozerwane zostały pod ciosem jej krótkiego czarnego ostrza. Trzy pomarańczowe zaplotły się wokół jej stopy i wzbudziło to w niej krzyk wściekłości, ale nie była wstanie ich zniszczyć. Kiedy uderzyła je swoją mocą to wyczuł, że są to pierścienie. Inna biała linia oplotła się wokół jej dłoni. Zerwała ją paznokciami i poczuł, że traci ostatnie pozostałości więzi z Lutero. Każda więź jaką nabył w ciągu swojego krótkiego życia była rozrywana, a on był coraz bardziej pusty. Kiedy czerwono-czarna nić została przecięta omal nie pękło mu serce, bo zerwana została jego więź z ukochanym. Unicestwiła Wieczystą Przysięgę jak jakiegoś owada. Prócz niemożliwych do zniszczenia pierścieni i powiązania z samą naturą i jej pływami nie miał w sobie już nic więcej. Poświęcił to drugie by uwolnić swój umysł.
- Kyorljal bauth, kyone, lueth lit quarvalshams xal belbau dos lit belbol del elendar dro.
Te słowa bogini w jego umyśle wypowiedziała wprost do niego. Otworzył umysł na oścież chcąc żeby odeszła z niego jak najszybciej. Zielone, grube nici powoli tańczyły wokół niej i choć rozrywała je nie była wstanie dopaść ich wszystkich. Więc one dopadły ją. Zaplotły się wokół niej i samą swoją "czystością" zadawały jej ból. Wrzasnęła i zaczęła wycofywać się z jego umysłu. Spojrzał jej jeszcze w pełne nienawiści oczy.
- Xun izil dos phuul quarthen, lueth dro - wyrzuciła z siebie plugawą mową i dała mu ten jeden raz możliwość zrozumienia. - Rób tak, jak rozkazano, żyj wolny.
Wyrwała się brutalnie z jego umysłu i wszystko ustąpiło. Lecz jedno zostało. Pustka. Wieczna i wszechogarniająca. Nie miał już nic i nikogo. Wrócił do ciała i poczuł że ktoś wyciąga go z sadzawki.
- Jesteś wolny rivvil. - powiedziała beznamiętnie kobieta.
Wstał z trudem z ziemi i popatrzył bez wyrazu w jej oczy.
- A Ty nigdy nie będziesz istnieć... - Chwycił ją mocno za szyję, a niewerbalna Drętwota unieruchomiła ją na jej ostatnie chwile. Niedelikatnie doniósł ją do miejsca gdzie stały łuki.
- Żegnaj kapłanko ciemności, bo innego Twego imienia nie poznałem. - Stanął przed łukiem prowadzącym w przeszłość i przeciągnął dłonią po białym marmurze. - Czas, który biegnie do przodu został zawrócony z właściwego toru. Kto raz pobłądzi w przeszłości drogi, nigdy już w teraźniejszości nie postawi nogi. Kres istnienia nadchodzi brutalnie, lecz zło zawsze na życiu wychodzi marnie. - To były prawdziwe zaklęcia mentalne, którymi tak pogardzała ta kobieta.
W wolnej przestrzeni łuku pojawił się bladobłękitny wir. Rzucił kapłankę w jego stronę, a ta kiedy tylko go dotknęła znikła. Tak jak i wszyscy jej pobratymcy wokół drzewa.
Poczuł, że drzewo martwieje już w chwili kiedy został uwolniony. Teraz kiedy Pani tego miejsca przestała istnieć i ono umierało. Drugi łuk pojawił się między pierwszym, a trzecim. Wbiegł w niego z cichym szeptem.
- Tam gdzie mój czas...
I nagle znalazł się u stóp wielkiego dębu, który usychał, a liście zaścielały okolice. Leżał tuż przy zniszczonych, czarnych diamentach, które kiedyś były najpiękniejszymi z błękitnych. Ale to nie było ważne. Nic nie było ważne. Był pusty. Nie miał żadnej więzi. Z nikim, z niczym. Czuł się obcy. Przez chwilę nie wiedział kim jest. Zastanawiał się czy Dołohov zauważył, że przysięga już go(Viktora) nie wiąże. Sama w sobie istniała, ale oplatała tylko Antonina. Okazało się jednak, że Dołohov niczego nie zauważył. Spotkał się z nimi na chwilę i zabrał Fleur do szpitala we Francji nie patrząc nikomu zbyt długo w oczy żeby nie dostrzeżono pustki jakie one toczyły. Zabrał ze sobą Lutero i po pozostawieniu Fleur w Paryskim Ośrodku Uzdrowicieli błądził przez wiele godzin po tamtejszych terenach...

...wtulił się mocniej w śpiącego już wilka. Ogień powoli dopalał się w kominku więc podsycił go skinieniem dłoni. Wspomnienie przypomniało mu o Dołohovie. O Fleur... Musi ją jutro odwiedzić. Z tego co pamiętał ze słów uzdrowicieli nigdy jeszcze nie uzdrowiono nikogo po ataku takiego... demona. Demona, który ponoć nie istnieje. A potem Antonin... mimo braku więzi zaczynało mu go brakować. W końcu nadal go kochał. Nawet pomimo tego, że każde inne uczucie po spotkaniu z tym złem wybladło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Viktor Krum dnia Sob 18:27, 05 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Sob 18:49, 05 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Obudził się o świcie. Nie sypiał już dobrze. Zerknął przez okno. Niebo wyglądało na czyste. Nie było już ciemno... zdrugiej strony nie było też jasno. Zaledwie szarzało. Mimo to był pewien, że będzie to słoneczny dzień. Przesunął dłonią po sierści wilka i poczuł jak ten porusza się i jest zadowolony z dotyku.
"Lutero?"
"Śpię... idź sobie."
"Możesz spać dalej tylko powiedz jak z naszą więzią."
"Jest. Jesteś strasznie pusty bracie..."
"Wiem."
Wilk przekręcił się i spojrzał mu swoimi błękitnymi, i inteligentnymi ślepiami w oczy.
"Serce Stada nie może być martwe. Idź do Jastrzębia..."
"Pójdę. Ale najpierw muszę zadbać o Różę."
"Ona mocno śpi..."
"..."
"Obudzimy ją... ale teraz śpię."
Wilk obrócił się z powrotem do ognia i niemal natychmiast zasnął. Mężczyzna wstał z ziemi i udał się do małej łazienki. Przemył twarz chłodną wodą i ściągnął ubranie. Rzucił je do kamiennej miedniczki z ciepłą wodą, aromatyzowaną kwiatem róży. Nagi wrócił do pomieszczenia głównego domostwa i usiadł za topornie wykonanym, drewnianym stoliku. Ruchem dłoni zmaterializował pergamin i sokole pióro z atramentem. Napisał trzy wiadomości, które złożył rogami do środka i zapieczętował je magicznym symbolem - "V zamkniętym w koło, na którym na głónych kierunkach orientacyjnych znajdowały się kolejno licząc od północy: czarny księżyc, biało-czarny księżyc, czarno-biały księżyc oraz biały księżyc." Skupił się przez chwilę na listach, a te znikły rozesłane do adresatów. Skinieniem dłoni zdematerializował przyrządy do pisania i poszedł pod prysznic przywrócić się do porządku, bo wyglądał strasznie... niemal ja żywy trup.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Viktor Krum dnia Nie 21:55, 06 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antonin Dołohov
PostWysłany: Nie 9:51, 06 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria


Na nocnym stoliku zmaterializował się list. Był opieczętowany herbem rodu Dołohov i napisany na starym pożółkłym pergaminie szkarłatnym tuszem.

"Viktorze!
Nawet nie wiesz jak bardzo się o Ciebie martwiłem.
Przychodziło mi do głowy najgorsze...
Jestem szczęśliwy, że się w końcu odezwałeś.
Jeśli chodzi o tego demona to straszna sprawa. Występuje ich bardzo niewiele w tym w mojej...naszej... puszczy mieszkają zaledwie dwa lub trzy przedstawiciele tego gatunku. Pojwiają się niezwykle rzadko. Jest to typowy demon dla obszarów bałkańskich. Nazywa się ażdacha i jest demonem powietrznym. Zanim się pojawi w powietrzu czuć ostry zapach mięty dlatego już wiedziałem co się stanie. Atakuje wysysając z ofiary energię życiową poprzez błękitny płomień, który ją otacza. Siada przy tym zazwyczaj ofierze na ramionach. Przypomina trochę ptaka, ale ptaka z najgorszego koszmaru.
Zmartwię Cię ale dla Fleur nie ma ratunku... przynajmniej my nic nie możemy zrobić. Zależy jak wiele energi odebrał jej potwór. Teraz musimy czekać. Jeżeli została w niej odpowiednia ilość żeby reszta się zregenerowała to za jakiś czas dziewczyna się obudzi. Ale może tak być, że po prostu umrze... tak mi przykro. Widziałem jak to się stało... może bym lepiej pomógł ale byłem ranny.
Viktorze tak mi Ciebie brakuje... Bez Ciebie jestem pusty.
Jastrząb nie ma siły się wznieść.
Twój Antonin."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Nie 14:16, 06 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Poprawił kołnierzyk czystej eleganckiej koszuli wychodząc z łazienki. Wreszcie wyglądał jako tak, ale musiał zabandażować dłonie do przedramion, bo był nadal bardzo wrażliwe. Zauważył na stoliku list. Przeszedł jednak koło niego obojętnie i przykucnął przy wilku. Podrapał go za uszami.
- Czas się zbierać Lutero...
"Jeszcze chwila... będę gotów kiedy skończysz z tamtą kartką."
- Niech Ci będzie leniu... - mruknął i podszedł do stolika.
Usiadł na krześle i delikatnie sięgnął po list. Pieczęć rodu Dołohov były bezpieczniejsza od jego własnej. Przyłożył do niej kciuk i przełamał ją równocześnie z wolą przebijającą zabezpieczenia. Odczytał list bardzo uważnie.
- Biedny Antonin... - powiedział w próżnie, co było jego odpowiedzią na słowa pełne tęsknoty i miłości, po czym skupił się nad częścią, która bardziej go interesowała, chociaż bardziej było tu pojęciem względnym.
- ażdaha... energia życiowa... a akurat straciłem możliwość kontrolowania przepływów... - pokręcił głową. - Zobaczymy co uda się zdziałać.
Odkreślił szybko kilka słó i odesłał je kochankowi. Wstał gwałtownie z krzesła.
- Wychodzimy Lutero - rzucił w stronę wilka i jak powiedział tak zrobił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Pon 19:43, 21 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Wrócił ze szpitala lekko roztrzęsiony. "Wytropienie ażdahy w moim obecnym stanie to nie powinien być problem..." Zamknął za sobą drzwi domku i stanął na przeciw lustra. Wilk siedział tuż przy jego nodze pocierając o nią lekko łbem.
"Bracie..."
"Wiem..."
"To kara?"
"Moja wola."
"Mówiłeś, że się wypaliłeś... przecież żyjesz."
"Magia wtedy przepadła. Byłem tak jak Ty po... ożyciu."
"Ale tak jest dobrze..."
"Nie dla mnie."
"I dlatego?"
"Tak..."
Spojrzał w dół w ślepia wilka. Skrzyżował się błękit tęczówek zwierzęcia z czernią wypełniającą oczy Viktora. Mężczyzna mrugnął i wtedy powróciło jego orzechowe spojrzenie. Wilk stanął na dwóch łapach wspierając się na jego piersi.
"Mściciel?"
"Niezaspokojony..."
"Sokół Wojny?"
"Niedościgły..."
"Brat?"
"Niezmiennie."
Wilk zeskoczył z powrotem na ziemię. Skłonił łeb w geście oddania.
"Polowanie? Dla Róży..."
"Już nie długo... wpierw zagościmy u Lisicy."
Wilk przekrzywił lekko łeb.
"Ona jest spod skrzydeł Feniksa."
"A my jesteśmy Wyzwoleńcami. Nie stajemy ani z nimi, ani przeciw nim do łowów."
Lutero milcząco się zgodził. Mężczyzna zapieczętował wejście do chatki pieczęcią Anon, która przywarła do drzwi jarząc się ledwo widocznie żółtawym poblaskiem. Kucnął przy wilku obejmując go z czułością i siłą. Materia wokół nich, i oni sami, zafalowała i znikli przeskakując przez inny plan do celu ich wędrówki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viktor Krum
PostWysłany: Śro 13:11, 23 Lip 2008 
Wyzwoleniec

Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 1343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bułgaria
Płeć: Mężczyzna


Miał zamiar pojawić się w swoim domku, ale pieczęć okazała się niebywale skuteczna i został bloleśnie wyrwany z Lśnienia na drzwiach, w które uderzył całym swoim ciałem. Odbił się bezwładnie w tył i wylądował na ziemi. Chyba miał pękniętą kość ramienia. Nie był pewien. Był zamroczony i nie mógł złapać oddechu. Tysiące igieł wbijały się w jego ciało od środka. Nie pamiętał by dokładał drugą pieczęć. "Przecież moja by mnie nie zatrzymała..." Ktoś tu był... i chyba bardzo dobrze wiedział kto. Trudno było nie wyczuć tej ciemnej aury i dziwnej zmiany w otoczeniu. Zbyt ciemno jak na porę dnia. Zbyt cicho jak na kolonie ptaków wśród drzew. Podniósł się z trudem z ziemi i wyciągnął dłoń z gotową kulą ognia, którą cisnął wprost w drzwi. Rozbłysła błękitna powłoka, która odbiła pocisk, który uderzył prosto w niego. Wyrzuciło go w powietrze i zatrzymał się dopiero uderzając plecami w drzewo. O mało co nie stracił przytomności, ale i tak prawie nic nie widział. Jego własny ogień go oślepił i wypalił okrąg w ubraniu i samym torsie. Czuł swąd swojego spalonego ciała i był bliski zemdlenia. Wstał chwiejnie i dopiero teraz zauważył wyprostowaną postać wiekowego mężczyzny, która powoli zmierzała w jego stronę wspierając się o kostur z czerwonym rubinem tuż przy ostrzu, które swym srebrnym blaskiem zakańczało laskę. Brodę miał długą i szarą niemal sięgającą ziemi. Kaptur szarej szaty miał nisko nasunięty na twarz. Kiedy zmrużył oczy wydawało mu się, że widzi szare pierzaste skrzydła, ale przypisał to swojemu stanowi poszkodowania. (A oto i on)

Nieznajomy wyciągnął powoli dłoń, ale Viktor nie chciał zobaczyć co się stanie dalej. Dzięki Lśnieniu przeskoczył przez pół-światek duchów i pojawił się ponownie w miejscu gdzie pozostał jego przyjaciel.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Viktor Krum dnia Śro 16:46, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.trow.fora.pl Strona Główna  ~  Miejsca

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach